sobota, 30 marca 2013

Smacznego jajca.

Lubię jak ktoś się cieszy dzięki mnie, w ogóle lubię sprawiać przyjemność innym (bez podtekstów oczywiście). To jest coś co mnie ogromnie cieszy. Tylko warunek jest taki, że musi to działać w dwie  strony. Mniejsza...
Małe zgrzyty od rana, ale idzie przetrwać. Myślałam, że będę miała trochę więcej czasu na spotkania. Nie wyszło. W końcu usiadłam. Osłabiona dziś jestem, bo mi krew z nosa leci.
Byłam dziś w aptece wykupić te nowe leki, ale jak mi zaśpiewali 80 zł to się zgięłam w pół. Pani aptekarka dodała, ze jest tańszy zamiennik to ja się pytam... jaki? słysząc odpowiedź podziękowałam. To samo vela-gówno co wtedy, a mi się nie uśmiecha rzygać znów. Błaaaagaaam.

Zaraz wychodzę. Ogarnąć świat.

Dbajcie o innych i jedzcie śnieg. Może zniknie szybciej.

środa, 27 marca 2013

Samotność to ostatnie miejsce w jakim chciałabym być.

Krew, krew, krew dookoła... to przecież pierwszy dzień ?  Ostatnie godziny były straszne.
Jestem tu... tutaj ...  w tej chwili... w tym momencie. Pierwsza kroplówka, pierwsze badania.
I cisza.... podła cisza.


Widzę, słyszę, rozumiem, a wierzyć mi się nie chce.


Teraz kiedy potrzebuję świata bardziej, on się wycofuje całkowicie. 
Co mogę powiedzieć.   

poniedziałek, 25 marca 2013

Piona!

Sobotnia Maria Pakulnis otworzyła mi oczy. Tak to już jest słuchając człowieka, który odniósł wielki sukces, a wygramolił się  z samego dna. Piąteczka! 

Dziś trochę posprzątam i ogarnę co kupić na wyjazd. Jutro mam specjalnego gościa. Lubię specjalnych gości. 

'I padło pytanie,które wcześniej było nieważne. Co dalej? No właśnie. Bo ile można tak trwać, tak istnieć do połowy i żyć chwilą. Więc nic nie mówię,patrzę tylko w przestrzeń i samą siebie oszukuję, że kiedy to wszystko zgaśnie nic nie zaboli.'

Żelki, żelki, żelki, żelki!!!!

piątek, 22 marca 2013

Tonę.


Haczyk w szczęściu jest zawsze. To jednak nie powód aby się załamywać. Nie powód by rezygnować z celów i planów. Właściwie z planów, które szlag trafił. To nie tak, że chcę się użalać na sobą... nie chce mi się już udawać, że daje radę, że jakoś to ciągnę. Nie chcę też słuchać, że jestem silna, że poradzę sobie, że BĘDZIE KURWA DOBRZE. To nie podnosi na duchu, to nie uśmierza bólu. Marne pocieszenie to dziesięć kroków  w tył. Nie chcę już waszych słów... nie chcę...

Tak czy inaczej święta spędzam sama, w szpitalu, w Białymstoku. Kurwa.

Ryczeć mi się chce ...

Dzięki za pomoc, dzięki.

czwartek, 21 marca 2013

Co na obiad?

Dziś dzień w piżamie o! Mój pies chyba tego nie rozumie, bo mnie zaczepia, że chce iść na dwór. OMG.
Muszę zrobić obiad i ogarnąć ten syf. Co się dzieje z moim pokojem, że codziennie muszę go sprzątać, a i tak wieczorem jest burdel na kółkach. Wstyd zapraszać gości.

W sobotę idziemy na Pakulnisową do GCKu. Potem ewentualnie piwko jakieś by strzelił.

Humor dopisuje, a to dziwne.. . zaczynam się bać, że mnie czymś naćpali. Tyle się cholera zmienia, że mam ataki optymizmu. Tararara, ale to nie wszystko. Jeszcze jest pare rzeczy do ogarnięcia. Niewyjaśnionych percepcji.

No i nagrałam ten nieszczęsny teledysk. Czekam do 5 kwietnia. Wygram?

Śniadanie wielkanocne jem sama, wszyscy pracują. Nikogo nie będzie. Nie lubię świąt. Bleh...

Może się w końcu spotkamy ? co?

Dbajcie o innych.

poniedziałek, 18 marca 2013

Dziś nie umieraj - poproszę.

To prawie rok jak trafiłam na neurologie Giżycką pierwszy raz - z porażeniem nerwu. Przeżywałam kryzys egzystencjalny i bałam się poniekąd przyszłości. Tyle się wtedy wydarzyło, że nie potrafię opowiedzieć dokładnie, co i jak duży wpływ miało na mnie.
Dziś jestem tutaj. W tym miejscu. Z naznaczoną przeszłością i wspomnieniami.
Siedziałam na przeciwko niej, a ona płakała. Dokładnie 6 minut wcześniej przyszła Pani onkolog i powiedziała jej, że się nie kfalifikuje na operacje i, że nie wie co może jeszcze zrobić.
Ściskało mi gardło i łzy płynęły ukradkiem, ale próbowałam pokazać, że się nie przejmuję, że to obcy człowiek... nie moja brocha... ale spytałam grzecznie...'czy mogę w czymś pomóc?' odpowiedziała tylko, że teraz Bóg może jej tylko pomóc'. Zdusiło mnie całkiem i wyszłam. Siedziałam na korytarzu i płakałam póki nie przyszła moja mama. Zabiegowa powiedziała, że to specjalnie, żebym dotrzymała towarzystwa tej Pani... żeby leżała z kimś wesołym. Tylko, że mnie przy każdym słowie zbierało na płacz.
To chyba moja wada, że się przyzwyczajam do ludzi za szybko. Leżałyśmy kilka dni, oglądając pierwszą miłość i must be the music, obgadując ludzi i pielęgniarki... aż przyszły dobre wieści... Pani zakfalifikowała się na operację. Świetnie! Dużo się nauczyłam przez ten czas. Doceniłam to i owo.  Na drugi dzień odwiedziły ją córki, jedna 5-6 letnia, a druga nieco starsza. Widziałam, że ta młodsza patrzy na mamę z taką fascynacją i zaangażowaniem jakby wiedziała co się święci.

Dziś dostaję dwie wiadomości.
Wygrałam konkurs...
... i Pani z łóżka naprzeciwko nie żyje.

A wychodziła z uśmiechem na buzi....


Dbajcie o innych.

środa, 13 marca 2013

Dziękuję Polsko.

Za każdym razem gdy wydaje mi się, że to wszystko zyskuje poniekąd jakiś sens... szlag trafia stos płonących nadziei i zostaje tylko siwy dym.
Tego wieczoru nie byłam sobą, a może nadzwyczaj sobą? Kto by odróżnił te dwie strony życia. Maski przyszyte do twarzy najgrubszą żyłką. No ale oczy! przecież w oczach widać wszystko, nie da się nic ukryć. Maska nie zakryje łez. Więc czemu Ty nic nie widzisz? Czemu patrzysz tam gdzie nie trzeba?


czasem jest po prostu źle.

i tyle bym ci chciała wtedy powiedzieć.

Ale mimo wszystko to jednak ja przyciągam Cię do siebie, czujesz to?

Oszaleje!

W głowie czysto, żadnego guza! !!!!!!!!!!
Jestem przeszczęśliwa!

Wygrałam znowu!


wtorek, 12 marca 2013

WIosenne pożądki.

To dziwne, że teraz patrząc na Ciebie widzę kogoś zupełnie innego niż kilka lat temu. Mimo wielu złych słów jakie słyszę od ludzi na Twój temat, nieziemsko mam to w dupie. Przerażający fakt. Niby nic się nie zmieniło, a tylko trochę wiemy więcej na swój temat. Więc czy to mogło wystarczyć ?
Nie ma sensu się w to wgłębiać, bo jest dobrze. Kiedy zacznę myśleć o tym dogłębniej, posypie się jak pieprzone szkło. Zostawmy to.

Miałam dziś zrobić porządek, no i rozpoczęłam, ale jak zwykle znalazłam dużo ciekawych rzeczy i na tym się skończyło. Burdel jest dalej. Nie tylko w pokoju..

Przydałaby się wiosna dla poprawy humoru. Zimne piwo, ognisko i jeziorko... ummmm.


A może już czas, żeby się wszystko ułożyło?

niedziela, 10 marca 2013

Zima wróciła... uciekajmy.

Tajemnicze smsy od tajemniczego gamonia przestają mieć sens. W sumie wszystkie tajemnice szlag trafił i się wszystko wzięło i pierdolnęło. Nie znaczy to, że jest źle. Staram się tego nie dawać znać po sobie, żeby nikt błędnie nie odczytywał sygnałów. Niektórzy ostatnio chyba za bardzo biorą moje słowa do siebie i przed snem je w pełni weryfikuj, a potem dochodzą do mylnych wniosków. Zamiast spytać się konkretnie o co chodzi wyobrażają sobie nie wiadomo co. Ej, ale nie pochlebiajcie sobie za bardzo.

Zima wróciła, oby do jutra rana. Chcę wiosnę i rozpoczęcie zdjęć do filmu! Moja kamera już wystygła i nudno. Zostaje mi tylko kręcenie filmów porno w pomieszczeniach. Nie, nie, no żartuję...

Nawet pisanie nie przychodzi mi już tak lekko i mam zastój myślowo - ruchowy.

Chyba brakuje mi żelków i piwa... i popcornu serowegoo...
Dbajcie o innych.

Aktualne samopoczucie zmienne.

czwartek, 7 marca 2013

My dzieci diabła.

Gdyby wymienić moje wszystkie grzechy ciężkie, nie wystarczyłaby żadna ludzka pokuta. Każda kara cielesna byłaby głaskaniem w stosunku do krzywdy jaką wyrządziłam ludziom. Jednak najcięższym z grzechów jaki mogłam obudzić w tym i tak już nieludzkim świecie, było krzywdzenie siebie. Rzuceni na łaskę powietrza, albo złośliwość rzeczy martwych. Wiecznie czekając, aż śmierć przyjdzie sama i nie będzie trzeba jej wzywać. Tutaj samobójstwo jest aktem siły, nie słabości. My tylko zazdrościmy patrząc jak trumna powoli wpychana w ciemną otchłań znika pod naporem mokrej ziemi, bo czy zakopywanie ciał głęboko w skorupę ziemską nie przybliża nas do czeluści diabła? Piekło już szykuje pokoje dla dzieci szatana. Tylko, że my nie idziemy tam za karę.
Nie wiem jak wszyscy się poznaliśmy. Myślę nawet, że tak już było od zawsze i, że rzucono nas w to samo miejsce, bo jesteśmy nadzwyczaj podobni do siebie. Jak jedna wielka rodzina wciąż stoimy na tym samym. Wyjątkowi wręcz idealni w swoim świecie. Przywódcy własnych pragnień i znosiciele prawa polskiego.
Cała zabawa rozpoczęła się od pierwszych drobniaków jakie dostawało się od rodziców i dziadków. Biegłam co sił w nogach po loda, dwie gumy kulki, dwa lizaki i dwa cukierki za 5 gr. Wtedy to było bogactwo. Schodami w dół do naszej 'piwnicy’ gdzie znajdował się słynny sklep osiedlowy. Pani sprzedająca zawsze z uśmiechem na twarzy przyjmowała nasze marudzenie i macanie wszystkich paczek chipsów, żeby akurat coś wygrać.
Przychodziliśmy do niej po kartony i inne śmieci, które mieliśmy wyrzucać do kontenerów zaraz po drodze. Wbrew pozorom wymykaliśmy się na pobliskie bagna budują na nich bazy z wysypywanych tam gruzów. Mama zabraniała mi i bratu tam chodzić, ale przecież wszyscy chodzili i nikt nie uważał, że może być tam niebezpiecznie. Bagna z biegiem miesięcy zmieniały się, ale my nie. Uwielbialiśmy tam spędzać czas nawet kosztem okłamywania rodziców. Dorastaliśmy z każdym dniem, a frajda przesiadywania na wielkich kupach gruzu nie mijała. Wbrew pozorom z całej tej dziecięcej zabawy można było wyciągnąć nie raz świetne wnioski.
Czasami chodziło się tam samemu, bo miejsce wydawało się bardziej bezpieczne niż dom do którego właśnie wrócił pijany ojciec z pracy. Kto by pomyślał, że uciekało się wtedy w niebezpieczniejsze miejsca, by nie słyszeć krzyków ojca pijaka. Wtedy jeszcze byliśmy dziećmi Boga.
Co niedziele w kościele na mszy staliśmy w pierwszym rzędzie. Oddzielnie chłopaki i oddzielnie dziewczyny, Jezus wiszący na krzyżu wydawał się wtedy milion razy groźniejszy niż teraz.. W każde święta pomykaliśmy z koszyczkami przystrojonymi przez mamy, by poświęcić jajka. Zastanawia mnie tylko fakt kiedy właściwie to się skończyło? Skoro nie mogę sobie przypomnieć ostatniego ‘pomykania w Wielkanoc’. W rekolekcje robiło się lampiony, które rozwalały się niestety w drodze do kościoła. Często nawet płonęły od świeczek wstawianych do środka. Moja babcia jednak była na tyle mądra, że wymyśliła iż do środka wrzucimy migającą lampkę od roweru. Takim właśnie cudem miałam najlepszy lampion ever! Kiedyś po mszy trzeba było zbierac jakieś dziwne obrazki i wklejać je do zeszytu od Religi by Pani katechetka mogła zobaczyć kto był na niedzielnej mszy świętej. Takie to katolickie… a potem długi wywód o tym dlaczego nie byłeś tej niedzieli w kościele. A no może dlatego, że ojciec schlał się jak ruski czołg i trzeba było chodzić na palcach po domu, a co dopiero złapać za klamkę i wyjść do kościoła. Potem wracając z niewiedzą czy ojciec wstał czy nie - iść z pełnymi gaciami, bo w szkole kazali zbierać obrazki. Paranoja. Gdyby Bóg istniał, zrobiłby z tym szybko porządek i nie pozwolił cierpieć tej gorszej części ziemi. To była podstawówka.
Potem przyszło gimnazjum i świat staną na głowie. Bum!

Trochę się wszystko pokomplikowało.

wtorek, 5 marca 2013

Nienawidzę.

Wczoraj na ostro. Chyba okres mi się zbliża czy coś, bo zaczynam nienawidzić ludzi. W nocy obudziłam się stojąc na łóżku. Dobrze, że śpię sama, bo ktoś by mógł umrzeć na zawał.

Marudzę strasznie.

I jeszcze ta nienawiść do otaczających mnie przedmiotów.

Dbajcie o innych ale o siebie bardziej.


sobota, 2 marca 2013

Głaz.

To nie jest życie, uporczywa czkawka, która bije w płuca jak siekiera. Rozdziera wnętrzności, rozbryzgu narobi na ścianach, by wszyscy widzieli, że krew jest świerza i świerza jest rana. A na co te dźwięki w tle, krzyczących sąsiadów we mgle. Pusta kartka pomazana szarym słowem. Chciwość łapie za ręce, łamie palce, gwałci głowę. I jedna myśl się nasuwa zgrabna, czy sława jest mną czy ja jestem sławna. Bo jestem mniejszością tej polskiej ziemi, wrzuconą w obrazy bólu dziecka. Pamiętasz jak kładłeś na mnie swą obrzydliwość, udajesz, że nie pamiętasz. Mijam Cię kilka razy do roku, Ty patogenie, nieludzka świnio. Myślisz, że zapomniałam swą kwestie, o nie mój drogi bunt nie przeminą. To tak jakbym zgodziła się na to, bym była grobem z diabelską kratą. Więc zbieram i owo wciąż zapisuję, i z ludzi dotkniętych tą 'aprobatą' po cichu strajkuję. I chodzi po mieście znów tak plotka... słyszałeś? Zemsta jest słodka....

Pedofilu pierdolony.

piątek, 1 marca 2013

Give me love.

Nie jestem uzależniona od facebooka. Jestem uzależniona od Ciebie. Co graniczy z tym, że facebook nie może uzależnić, to ludzie na nim rządzą naszą podświadomością, a więc czekam jak debil na czerwoną liczbę w lewym górnym rogu i cieszę się jak dziecko gdy coś tam się pojawia. To jest dość ponadczasowe, bo czy facebook czy list - zawsze tak samo cieszyłabym się na Twoją aktywność w moją stronę. Zostańmy przy uzależnieniach -  z niektórych rzeczy się chyba nie wyrasta. Dalej ciągnie do dymnych imprez w bloku.

No i pozory. Ostatnimi czasy mój ulubiony temat. Jak bardzo człowiek może się mylić co do drugiego człowieka. Zmieniam się, to też możesz zauważyć... i już żaden nauczyciel z gimnazjum nie oskarża mnie o mobing. Już się nie znęcam psychicznie nad urzędnikami państwowymi. W liceum było spokojniej... a no z powodów dobrze znanych - tylko mi? Obrałam drogę pt 'nie przeskoczysz muru' i tak właśnie nikt nic nie wiedział, nie słyszał, nie wnikał.
Jestem teraz tutaj, z dziurą w głowie... bo czegoś mi brakuje w całej tej szkolnej układance.

Trudno było żyć po cichu, śpiąc co noc w ubraniu w razie potrzeby ucieczki. Ale wiecie co było najtrudniejsze? Najtrudniejsze było poprosić o pomoc.

Dbajcie o innych.