czwartek, 19 września 2013

Umiem się przystosować.

Na taki sukces się nie czeka. On przychodzi niespodziewany i od razu ma moc przerzucania gór. I pomimo tego, że za chwilę spłoniesz w tym szczęściu i zostanie z Ciebie marna garść popiołu, to przecież tak cholernie warto!

I gdyby ktoś nie zauważył - nie ma w tym wszystkim głębi. Nie ma mądrych zdań ani sensownych uniesień. Czy naprawdę obraz przedstawiony w tych kilkuset stronach tyczy się chodź trochę współczesności. Jeżeli tak, to czy naprawdę z taką łatwością podejmujemy tak popierdolone decyzje ?

Pani James ... świat zwariował.

PS. U mnie to samo. Na szczęście nic się nie zmieniło. Z każdym dniem coraz bardziej istnieję.

piątek, 13 września 2013

Wole nic nie mieć niż mieć coś na niby.

To smutne, bo pada. To smutne, bo on moknie. Biedny i malutki stoi na deszczu i czeka. Trochę potargany przez wiatr, wyziębiony. On czeka. Przestępuje z nóżki na nóżkę i przeciera od czasu do czasu buzię z płynących łez. Rozgląda się uważnie. Ma małą nadzieję, która ginie z każdą nową godziną. On czeka. On wątpi. On umiera.


Chciałby tylko zostać wpuszczony do środka.

No way!

I właśnie myślałam kiedy wybije czwarta. Właśnie śniłam, że to już, że to zaraz, że to już tylko sekundy. Otworzyłam oczy, a telefon się zaświecił. To nie zbieg okoliczności, to nie prawda. Ja już się przyzwyczaiłam do takiego stanu rzeczy i już nawet wiem kiedy otworzyć oczy.

W poniedziałek mój masochizm sięgnie najwyższej półki nieba. To zdeka popierdolone, że cieszę się, aż tak bardzo na wizytę u dentysty. To ja jestem popierdolona.

To takie głębokie - zdzieranie starych blizn, aby powstały nowe rany. Dogłębne szarpnięcie zabliźnionego kawałka skóry i zerwanie go tak bez skrupułów. Boleśnie i znacząco. Tak... zacięłam się przy goleniu.

Zapomniałabym wspomnieć o cudownych i jakże królewskich zaręczynach. Niewidzialna siła włożyła mi na palec złoty pierścionek. Otóż to. Jestem tak gównianie szczęśliwa, że nawet deszczowa pogoda nie zmyje ze mnie tych emocji.

Ironia, co?

piątek, 6 września 2013

Psycholandia

''Urojone liczby, urojone życie. Znam to. Wymyślam siebie, swoje miejsce w czasie i przestrzeni (...) a przecież czasem nie jestem pewna, czy naprawdę istnieję. Musze spojrzeć w lustro, żeby upewnić się, że jestem. Urojona kobieta, urojona żona, niczyja ukochana. Tak... Wystarczy, nie będę psuć sobie dnia''.

wtorek, 3 września 2013

Kolejna historia na faktach oparta - morał ? Mieć Farta, sprawa gówno warta, karta losu potrafi być uparta. Nigdy nie mów nigdy - nawet w pieprzonych żartach'

''Trzymał mnie za włosy. Zawsze trzymał mnie za włosy. W każdy piątek przychodził by wyszarpać ich jeszcze więcej. Szarpał nie tylko moje włosy ale i moją godność. Szarpał też moje ciało, jak kawałek mięsa. Jak wygłodzony pies rzucający się na wielki kawał szynki. Wchodził we mnie jak w zabawkę. Kiedy chciał i jak chciał i w dalszym ciągu trzymał mnie za włosy. Miałam ich dużo i raczej nie było widać, żeby znikały. 
Mimo, że zawsze oczy miałam zamknięte jego twarz rozpoznałabym wszędzie. Pół łysa głowa i małe ostre włoski sterczące gdzieniegdzie, a drapiące moją skórę jak papier ścierny. Jego oddech cuchną jak zgniłe mięso. Może dlatego, że wciąż szarpał mnie jak szynkę. Może to ja gniłam? 
Wykonywał wciąż te same posuwiste ruchy. Można ich było wszystkich rozpoznać po ruchach ciała. Oczywiście, że było ich więcej, ale ten zapadł mi w pamięć bardzo głęboko. W rękach zawijałam prześcieradło i ściskałam je z całych sił. Wydawało mi się, że jak będę głęboko modlić się do Anioła Stróża, to wyrosną mi skrzydła i odlecę. Ale oni zawsze byli na górze i przygniatali mnie do rzeczywistości. Gdy już kończył gładził mnie swoją wielką dłonią po twarzy i wpychał palce do ust. Czasem się dusiłam, kiedyś zbierało mnie na wymioty, ale teraz nie czułam już nic. 
Leżałam w tej samej pozycji co piątek. Nauczyłam się nawet napinać mięśnie tak, żeby nie bolało. Po wszystkim zapinał spodnie i wychodził, a ja leżałam udając, że mnie nie ma. Gdy słyszałam trzask drzwi podnosiłam się, by przenieść się na podłogę. Łóżko było tylko talerzem na którym ładnie podawano danie główne. Podłoga wydawała się być znacznie bardziej kuszącym miejscem na odpoczynek, bo przecież nie można spać na brudnym talerzu? Więc gniłam sobie piętro niżej, jak odpadki rzucone w kąt''

Dbajcie o innych 

poniedziałek, 2 września 2013

Diabeł stróż.

 Nic. Zupełnie, kompletnie i w ogóle nic.
Puste słowa, puste gesty, puste obietnice, puste dłonie, puste kartki. Nic.

Mogę powiedzieć, że straciłam poniekąd kontrolę, bo niezupełnie wiem, co dzieje się w koło mnie. Usiadłam sobie w kącie i patrzę, bo to ciekawa pozycja. Jestem obserwatorem. Szukam odpowiedzi w kroku lunatyków żyjących w próżni świata.

Decyzje są dorosłe, ale podejmowane całkiem bezmyślnie. Skazuje siebie na bezsens

Świat czasami wywraca się do góry nogami i wydaje nam się, że to już koniec. Nie ma żadnych znaków z po za sfer Ziemskich, ani duchowych. Nic się nie trzęsie ani nie spada. Nic się nie topi, nic nie płonie. Ale ludzie... No właśnie.

To nie jesień, to nie pierwszy dzień szkoły, to nie deszcz, to nie wiatr. TO LUDZIOM ODPIERDALA.

Rozpoznanie : Apokalipsa

Dbajcie o innych.